literature

Dead generation 1

Deviation Actions

Dedto's avatar
By
Published:
245 Views

Literature Text

Wyszłam z pokoju i powoli zeszłam po schodach na dół. Przeciągnęłam się spoglądając przez okno, a widok jaki za nim zastałam zaszokował mnie w takim stopniu, że przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Dwa wdechy i kilka przekleństw później pozbierałam myśli i byłam gotowa wypowiedzieć na głos odpowiednie zdanie.
-Który z was, do kurwy nędzy, nie zamknął bramy się uprzejmie pytam?!-no dobra...nadal byłam wściekła, potrzebowałam jeszcze chwili by ochłonąć, ale niestety jej nie dostałam.
Drewniane stopnie zaskrzypiały, a na ich szczycie pojawiła się potężna sylwetka wysokiego blondyna. Ruszył w moją stronę jakże chwiejnym i nie równym krokiem, ziewając z szeroko otwartą paszczą. Na jego widok jeszcze bardziej się zagotowałam i rzuciłam w jego stronę parę barwnych wyzwisk...chłopak zdawał się nie rozumieć o co chodzi.
-Który z was wychodził wczoraj do sklepu?-warknęłam, zbliżając się do tego debila innym ludziom znanego jako Michał.
-Do sklepu?-na jego czole zagościło kilka głębokich zmarszczek.-Wczoraj?
-Tak!-był ode mnie wyższy o dwadzieścia centymetrów, więc musiałam zadrzeć głowę do góry żeby spojrzeć mu w oczy.
-Adam! To jego wina!-cofnął się wymachując energicznie łapami.
Zawołałam, więc Adama. Jak się okazało przeprawa przez schody okazała się być potwornie trudna dla zaspanego chłopaka i zajęła mu trochę ponad półtorej minuty, a to było zaledwie trzydzieści stopni. Ten kretyn natomiast był trochę wyższy od swojego przyjaciela i miał kasztanowo-rude włosy. Spojrzał na mnie przymrożonymi, ślepiami i mruknął coś niewyraźnie, ziewając równie szeroko co Michał. „Oszo chodji” mało chyba znaczyć „o co chodzi”, więc szybko zaczęłam wyjaśniać w czym tkwi mój (i ich) problem.
-Nie zamknąłeś wczoraj bramy.-rzuciłam oskarżycielko i skierowałam się do drugich schodów, prowadzących do ganku.
-Racja! O-Jezu-Chryste!-natychmiast pobiegła za mną.
-Idę ją zamknąć, ale obiecuję, że jeśli coś mnie zeżre to osobiście, pośmiertnie zrobię wam krzywdę.
Usiadłam na brązowej pufie i ubrawszy glany oraz rękawiczki bez palców, a potem wspięłam się na palce by dosięgnąć czarnej bluzy, wiszącej na wieszaku. Adam zbiegł za mną i szybko pomógł mi się ubrać. Marudził coś że nie powinnam wychodzić sama, że to niebezpieczne i może mi się coś stać, ale nie miałam ochoty słuchać i czym prędzej otworzyłam główne drzwi. Wybiegłam na zewnątrz, sprawdzając jednocześnie kieszenie. Ich zawartość oczywiście była niezmienna, w prawej nóż sprężynowy, a w lewej materiałowa chustka, czyli wszystko było na miejscu.
Szłam ostrożnie, rozglądając się dookoła na wypadek gdyby coś weszło na naszą posesję i chciało mnie zaatakować. Pogoda była niesamowita, aż ciężko pomyśleć, że w tak piękny, słoneczny dzień mogłoby się stać coś złego. Rozproszyłam się nieco przez cieplutkie promyki, które muskały moje policzki, jednak szybko doprowadziłam się do porządku i znów zaczęłam nasłuchiwać.
Stłumione, gardłowe charczenie dobiegało z mojej lewej strony. Byłam pewna, że dobiega zza bramy, ponieważ było dość ciche, ale i tak zaczęłam się trochę bać. Przyśpieszyłam kroku, tylko że im bliżej byłam tym głośniejsze stawało się charczenie. Stanęłam na środku podjazdu i czekałam, aż podejdzie. To nie trwało wcale długo, najwyżej pół minuty, ale szczerze mówiąc to było najdłuższe pół minuty w moim życiu. Nie wiedziałam jak duży jest agresor, ani jaką siłą dysponuje. Nie miałam pojęcia czy zaczął gnić parę tygodni temu i rozpada się kawałek po kawałku niczym chory na trąd czy może pojawił się kilka dnie temu, i cieszy się niezwykły wigorem.
W końcu go zobaczyłam. Miał rozwaloną szczękę, więc na szczęście nie był w stanie mnie ugryźć, ale wciąż zagrażały mi długie pazury. Yup. To był zombie. Obrzydliwy i śmierdzący trup. Żywy trup...na dodatek wyglądał dość „świeżo” jeśli tak mogę to określić, dlatego bałem się, że nie starczy mi siły podczas konfrontacji. One owszem nie należą do wybitnie szybkich, ale jeśli są świeże mogą się pochwalić ogromną (jak dla mnie) siłą.
Jestem...byłam...eh. Nawet nie wiem w jakim czasie powinnam o tym mówić...przyjmijmy, że „byłam”. Kiedyś należałam do grona ludzi zwanych „nerdami” i miałam fioła na punkcie wszystkiego co jest związane z zombie. A teraz mam...to! Gdybym widziała, że to się tak skończy...
Zgniły przystojniak rzucił się na mnie z rykiem, ale ja byłam na to przygotowana i wyciągnęłam nóż. Ścisnęłam go mocno w prawej dłoni, a potem kierując się wiedzą z filmów wbiłam ostrze w jego skroń...aż dziwne, że trafiłam. To coś osunęło się na ziemię, wydało z siebie zdławiony warkot i znieruchomiało. Czym prędzej zamknęłam bramę coby nic więcej nie próbowała wedrzeć się do środka i pobiegłam do domu.
Adam czekał na mnie w progu ganku i ze zdenerwowania przestępował z nogi na nogę. Otaksował mnie obeznanym wzrokiem, następnie zmarszczył brwi i lekko zagryzł wargę. Ponaglił mnie niecierpliwym gestem, zapraszając do środka. Przeszłam przez drzwi i stanęłam naprzeciwko niego. Zadarłam głowę do góry i czekałam aż zacznie na mnie krzyczeć oraz wypominać jaka to jestem nieodpowiedzialna i impulsywna.
-Nic ci nie jest? Przepraszam...
-Co?-przekrzywiłam łepek i przymrużyłam oczy.
-To moja wina.-pokręcił energicznie głową.-Masz krew na rękach...i na policzku. Idź się umyć.
Uśmiechnął się delikatnie i popchnął mnie nie za mocno w stronę pierwszych schodów. Weszłam na górę, a potem na pierwsze piętro, oczywiście ówcześnie zdejmując buty, bluzę i rękawiczki. Zajrzałam do łazienki na drugim piętrze i już od progu zaczęłam się rozbierać.
Mieszkaliśmy w trójkę w dużym domu. Garaż, ganek i kotłownia znajdowały się na parterze. Drewniane schody prowadziły na pierwsze piętro, które było tą „żywszą” częścią mieszkalną, bo to właśnie tam mieścił się salon, jadalnia i kuchnia, a do tego w rogu znalazło się miejsce na małą łazienkę z prysznicem i pokojem gościnnym. Jeszcze wyżej, na drugim piętrze, była część sypialna gdzie każdy z nas miał swój pokój, to właśnie tam osoba budująca dom postanowiła umiejscowić drugą łazienkę. Dla odmiany ta była większa, bo mieściła wannę oraz pralkę.
Oparłam się nagimi już plecami o ściankę z niebieskich luxferów i wzięłam głęboki wdech. Wydaje mi się że to już trzeci tydzień kiedy tu byliśmy, a ja w dalszym ciągu nie mogłam się przyzwyczaić. Popatrzyłam z obrzydzeniem na dłonie zalane ciemną posoką.
-Mniam.-później uniosłam wzrok na duże lustro i przyglądałam się swojej drobnej sylwetce. Stałam nagusieńka i blada, i przekierowywałam spojrzenie raz to na nogi, raz na piersi czy dłonie albo twarz. Miałam trochę ponad metr sześćdziesiąt, farbowane, falowane włosy do łopatek koloru czerwonego wina i bardzo ciemne oczy. Na moim ciele nie było ani jednej blizny, jedyne znaki szczególne to kilka pieprzyków i ciemna planka po prawej stronie brzucha trochę nad pępkiem. Nic w mojej osobie nie wskazywało na to że mogę być niezwykła...nie czułam się taka.
Lustro zaparowała za sprawką gorącej wody, która przez cały czas lała się z deszczownicy. Weszłam do wanny i natychmiast poczułam pieczenie na skórze. Leciał straszny ukrop i nie dało się  wytrzymać takiej temperatury, więc szybko zmieniłam temperę.

Dlaczego? Co złego zrobiłam? Ja nawet nie pamiętam jak tu trafiłam...

Po kilkunastu minutach wyszłam spod prysznica. Zajrzałam do swojego pokoju żeby się przebrać i zeszłam na dół do chłopaków. Całe piętro wypełniał smakowity zapach smażonej kiełbasy, świeżego szczypiorku i jajka. Oblizałam się teatralnie i usiadłam przy stole w jadalni.
-Dzisiaj ma spaść paczka?-zagaił Michał, spoglądając na mnie kątem oka.
-Chyba tak...przydałoby się trochę jedzenia.
Wiem, że jak na razie porywam się na strasznie dużo opisów, ale muszę przybliżyć realia tego okropnego świata...o co chodzi z paczkami? Ano o to że dwa razy w tygodniu pojawiają się znikąd przed bramą. W środku zawsze znajduje się coś do jedzenia, przybory do utrzymania jako-takiej higieny, czasem broń i zwykle też karteczka z krótką informacją. Mimo tego nadal nie wiedzieliśmy co tu robimy. A szkoda.
-Ty byś tylko o jedzeniu myślała.
-Tak.-uśmiechnęłam się szeroko do blondyna, na co obydwaj chłopcy zareagowali śmiechem.
-Pamiętaj, że to ma wystarczyć dla nas wszystkich.-Adam postawił przede mną talerz z moją porcją śniadania, potem doniósł rację Michała i swoją.
Stali się moją rodziną. Kretyn i Debil byli mi najbliżsi odkąd tu trafiliśmy. Nie pamiętam jak i dlaczego. Po prostu obudziłam się przed bramą, po mojej prawej leżał Adam, po lewej Michał, a nieznany mi głos docierający z nieba oznajmił, że to „replika oryginalnego świata”. Widać jakiemuś wariatowi za bardzo spodobał się pomysł z Resident Evil i postanowił wcielić go w życie. Naszym zadaniem było przeżyć. Po prostu.
-Mamy jeszcze sok?-wstałam od stołu i powędrowałam do kuchni.
-Coś tam jeszcze jest. Chyba że Adaś wszystko wypił.-na całe szczęście odrobina soku uchowała się przed spragnionym Debilem i mogłam nalać sobie ją do szklanki.
Głuchy huk z zewnątrz dotarł do nas zupełnie nagle i prawie zagłuszył go spadający widelec. Wyjrzałam za okno. Mój wzrok nie skupił się na brązowej, dużej paczce, a na postaci leżącej obok niej. W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś trup przechodził obok i dostał rykoszetem, ale gdy przyjrzałam się bardziej poznałam osobę, która polegiwała na gorącym asfalcie.
-Bartek!-wskoczyłam na blat szafki i przykleiłam twarz do szyby, zostawiając na niej tłuste plamy palców. Moi przyjaciele zerwali się ze swoich miejsc i podbiegli do mnie.
-Co?
-Patrzcie! Tam leży Bartek!-wskazałam paluchem na blond łeb prawdopodobnie nieprzytomnej bądź martwej persony.
Rozdział 1 - Brama

Tą historię zaczęłam pisać w 2012 i dopiero niedawno zabrałam się za jej odnawianie. Dead generation będzie opowieścią pisaną w przerwach między CTI ^^

Co to tak właściwie jest?
www.youtube.com/watch?v=9xPNwz… "bajka", która powstała przez tą piosenkę...zombie, krew, flaki i brak zasad! i wkurzająca główna bohaterka!
To w teorii...a jak wyjdzie w praktyce to się dopiero okaże~ ^^
© 2017 - 2024 Dedto
Comments0
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In